Wojna Dwóch Róż Na Kwasie, sesje 11 i 12
Po chwili czekania doszło do kolejnej walki, tym razem zmaterializowały się dziwne stalowe, unoszące się w powietrzu kołowroty, które na każdym końcu miały zapiętą kłódkę. Po zranieniu przeciwnika kłódka materializowała się na jakiejś części ciała ofiary, na przykład skuwając nieszczęśnikowi powieki czy usta. Kolejnym potworem były czarne kałuże, które pełzły powoli w kierunku najbliższej osoby i wskakiwały na nią powodując poparzenia. Potyczki trwały długo i były ciężkie. Pod koniec przestawiania portalu bohaterowie dostali posiłki, kilku zbrojnych i kapłankę Gevrę. Ta przekazała im informację, że jak tylko portal zostanie otwarty, to przejdzie przez niego potężny sojusznik organizacji by im pomóc. Dowiedzieli się także, że wieżę atakują wojownicy Czerwonych Toporów. Podczas zamieszania Szpanbuka zawołał jeden z magów czających się przed wejściem do komnaty. Powiedział mu, że też jest szpiegiem i Szpanbuk musi wkraść pewien klucz, który ma Gevra. Ostatnim, najniebezpieczniejszym potworem był niewidzialny, trójręki, pół człowiek, pół owad. Jednym ciosem zabił on Gevrę i bohaterowie nie mieliby z nim szans, w ostatniej jednak chwili z kolumny na środku sali wyłonił się człowiek w czerwonych szatach, i drugi mężczyzna z lutnią. Mag szybko przejął kontrolę nad potworem. W tym samym czasie do sali wpadło kilka ludzi Czerwonych Toporów i goniących ich członków Spirali. Tajemniczy czarodziej użył potwora, by szybko rozprawić się z Toporami, następnie kazał mu poderżnąć sobie gardło. W zamieszaniu Szpanbuk zabrał klucz który miała Gevra. Gdy walka dobiegła końca mag przedstawił się jako Gonzalo. Jego towarzyszem okazał się być bard, Garreth Leadbelly, z którym Newtwhees współpracował kiedyś w Londynie. Występował teraz jednak pod innym pseudonimem. Bard opowiedział Hunterstreekowi, że Goznalo znalazł go jakiś czas temu w Londynie i wynajął jako grajka. Od tej pory mieszkał z nim w wielkiej wieży z czerwonego kryształu. Gonzalo poprosił Newtwheesa, Szpanbuka i swojego barda aby poszli z nim gdzieś, gdzie mogliby porozmawiać na osobności. Powiedział im, że świat w którym znajduje się miasto Vizrington jest już stary i jego granice są cienkie i pełne zmarszczek. Przez to dochodzi tam do pewnych dziwnych wydarzeń, zwykłe przedmioty nabywają niezwykłych właściwości, co raz więcej jest mutacji i nadprzyrodzonych zjawisk. Cały proces mocno przyspieszył gdy 12 lat temu grupa poszukiwaczy przygód naruszyła strukturę świata tworząc w niej szczelinę, która od tamtej pory pozostaje otwarta. Gonzalo wiele lat poszukiwał sposobu, by zamknąć szczelinę, jednak według prastarych źródeł mogą to zrobić tylko ci, którzy ją stworzyli. Niestety najprawdopodobniej owi śmiałkowie, Gromnir, Drzewołaz i Rodan już nie żyją. Gonzalo dowiedział się, że to właśnie trójka bohaterów przed nim stojąca jest ich kolejnymi wcieleniami i noszą oni w sobie cząstkę ich jaźni. Cała ta historia z inwazją kozłoludów i rytuałem mającym wskrzesić smoczą dynastię została przez niego wymyślona, po to by sprowadzić trójkę śmiałków do Vizrington, aby zamknęli szczelinę powstałą w strukturze świata. Newtwhees zapytał kim byli dla Gonzala owi poszukiwacze przygód. Ten odparł, że byli jego przyjaciółmi. Nie sposób było jednak wyczytać z twarzy maga czy to co mówi jest prawdą. Szpanbuk zapytał co oni w ogóle będą z tego mieli. Gonzalo odparł, że będą mogli zatrzymać się na jego wyspie i zamieszkać w kryształowej wieży. Będą tam mieli dostęp do ksiąg magicznych i innych zasobów. Hunterstreek rzekł, że zgodzi się na to, ale Gonzalo musi dezaktywować całkowicie portal w wieży, aby Czarna Spirala nie miała możliwości dostania się ponownie do Londynu i dokonywania kolejnych mordów. Gonzalo odparł, że to rozważy. Po rozmowie wszyscy udali się z powrotem do komnaty z portalem. Szpanbuk jednak, nie zapominając o tym, że należy do Czerwonych Toporów, napisał wszystko co powiedział mu Gonzalo na kartce i dał ją niepostrzeżenie jednemu z rannych członków Toporów wraz z fiolką z eliksirem leczącym. Następnie trzech śmiałków przeszło przez portal. Po chwili ich oczom ukazał się skraj lasu, a za ich plecami rozciągały się rozległe równiny. Był wieczór, dookoła topniały resztki śniegu. Bard z zaniepokojeniem powiedział, że to nie jest miejsce, z którego wyruszył z Gonzalo. On również się nie pojawił. Hunterstreek przywołał Benga i spojrzał na okolicę jego oczyma. Za lasem, na północy zauważył samotną chatę, na południu były same pustkowia, równiny i bagna. Na północnym zachodzie płynęła rzeka. Bohaterowie postanowili udać się do owej samotnej chaty. Gdy weszli w las usłyszeli głośny trzask stamtąd skąd przybyli. Newtwhees po raz kolejny spojrzał oczami sowy która krążyła w powietrzu. Okazało się, że przez portal przeszły potwory, z którymi mieli już okazję walczyć w komnacie w wieży. Postanowili przyspieszyć kroku aby jak najszybciej dostać się do chaty. Po drodze zastała ich noc oraz natknęli się na znanego im już potwora w postaci czarnej kałuży. Zdołali mu jednak uciec. Gdy dotarli do chaty nie paliło się w niej światło, ale dym leciał z komina. Kiedy zastanawiali się co zrobić drzwi chaty wybiegł starzec i zaczął wymiotować czarną cieczą. Wszyscy trzej od razu rozpoznali, że to potwór. Hunterstreek chciał ugodzić czarną ciecz czarem, lecz trafił w starca zabijając go na miejscu. Po krótkiej walce czarna kałuża została również unicestwiona. Śmiałkowie zauważyli jednak, że ręka starca zaczęła coraz bardziej drgać. Szpanbuk w tym samym czasie podciągnął rękaw i zobaczył, że dziwny mech w kształcie malutkich rączek, który przylgnął niedawno do jego ręki również drga w podobny sposób. Wyciągnął szybko miecz i uderzył nim w rękę starca odcinając ją. Ta przestała drgać i wypłynęła z niej czarna ciecz, lecz nic więcej się nie stało. Następnie łotrzyk postanowił wejść do chaty. Bard wyczarował w środku światło i oczom Szpanbuka ukazała się starsza kobieta leżąca na klepisku. Newtwheesowi, który patrzył przez okno przez ułamek sekundy zdawało się, że kogoś jeszcze w środku zobaczył, ale mogło to mu się tylko wydawać. Kobieta miała rozerwaną klatkę piersiową i tułów. W środku tliły się rozżarzone węgle. Dym jednak nie uchodził od razu do góry lecz nienaturalnie przechodził przez gardło i wydostawał się dopiero przez usta, nos i puste oczodoły, a następnie nikł w kominie pod sufitem. Po przeszukaniu pomieszczenia Szpanbuk nic nie znalazł, lecz chata miała jeszcze jedną izbę. Ostrożnie otworzyli drzwi i na środku pomieszczenia, które pełniło rolę spiżarni stała średnich rozmiarów skrzynka a na niej leżał żółw. Bard zaśpiewał kołysankę i uśpił gada. Następnie Szpanbuk zdjął go z pudełka i wyniósł je poza chatę. Bohaterowie oddalili się na bezpieczną odległość. Hunterstreek użył telekinetycznych mocy by otworzyć szkatułkę. W tym momencie znowu wydało mu się, że przy szkatułce na ułamek sekundy pojawiła się jakaś postać. Zaniepokojony mag szybko przejął kontrolę nad swoją sową i skierował ją w stronę skrzynki, aby zobaczyć co się w niej znajduje.
Komentarze
Prześlij komentarz