Gra o Tron: Lochy Harrenhal
Raport z czwartejiej sesji w kampani Pieśń Lodu I Ognia.
BG:
Silvur de Lunaey - młody szlachcic z Dorne. Rozważny i romantyczny.
John Rockriver - buntownik z doliny Arrynów. Twardy i charakterny. Miłośnik czworonogów.
Mango - były nieskalany, obecnie wyzwoleniec. Szybki i zręczny, nie traci czasu na dyplomatyczne rozwiązania.
John i Mango stali w milczeniu oglądając Puzdro Porozumienia, artefakt, który upamiętniał przymierze i pokój między Dziećmi Lasu a Pierwszymi Ludźmi. Postanowili ruszać dalej w głąb tunelu ziejącego ciemnością, który znajdował się nieopodal miejsca pobytu puzderka. Słusznie obawiali się, że fałszywy Lothor natychmiast popędzi po posiłki, więc nie ma odwrotu. Niestety korytarz był długi i nie porastały go grzyby generujące jakąkolwiek poświatę. Problem rozwiązał się sam, zaradny nieskalany był w pełni wyekwipowany, wyciągnął pochodnię, rozpalił i ruszyli.
Po dwóch godzinach nieustannego marszu zobaczyli, że podłoże się urywa a w dole szczerzą się do nich zaostrzone pale. Mogliby zaryzykować i przeskoczyć dół, ale kto wie jak to by się skończyło. Po sprawnym wykorzystaniu liny, wspólnymi siłami przedostali się na drugą stronę przepaści. Po dłuższym czasie wędrowania, udeptana ziemia przeszła w kamienną posadzkę a w oddali pojawiło się nikłe, błędne światło. To fluorescencyjne grzyby, zauważyli z radością. Byli w dużym pomieszczeniu z posągiem na środku, który wcześniej brali za żywą postać. Za nim znaleźli przejście w postaci drobnych drzwi zablokowanych dwiema zardzewiałymi zasuwami.
Znaleźli się w małym okrągłym pomieszczeniu pełnym siana, na którym leżał ludzki szkielet, była to cela, co poświadczyła krata więzienna, jak to zwykle bywa, cela była zamknięta. Na szczęśnie wewnątrz była drabina prowadząca do klapy w suficie. Gdy John skutecznie uporał się z otworzeniem przejścia nad drabiną, zza zamkniętej kraty dobiegły ich rozmowy wielu postaci. Nie byli tam sami.
Gdy dotarli do pomieszczenia wyżej, oprócz skrzyń pełnych szmat, zboża i siana była tam też kolejna drabina oraz krata więzienna, ale uchylona. Wpierw skierowali się w górę, gdy przeszli przez klapę, w przestrzeni zabrzmiał przerażający pełen cierpienia ryk. Komnata do której weszli była zdeformowana, sufit i boczna ściana były jakby stopione tworząc nieregularny ślepy zaułek.
-To pewnie Harrenhal, i robota smoka Aegona Targaryena.- zauważył Mango.
Wrócili na piętro niżej i przeszli przez otwartą kratę. Za nią ciągnął się korytarz, który w pewnym momencie przeszedł w skrzyżowanie. Jęki dobiegające z dołu nie ustawały. Bohaterowie zbadali wszystkie drogi. Na lewo był wychodek, prosto - olbrzymie drzwi, które były tak silnie zatrzaśnięte, że nie sposób było je otworzyć. Na prawo zaś była komnata, a w niej meble, stół z zastawą, łoże, skrzynia, olbrzymia tarcza z wielorybem na niebieskim tle oraz okna. John czym prędzej przylgnął do okna i wyjrzał. Na zewnątrz rysował się dziedziniec, olbrzymi, pośród gruzów przechadzali się jacyś ludzie w jednakowym uzbrojeniu i tak samo ubarwieni.
Następnie odsunął się od okna i zajrzał do skrzyni, gdzie znalazł bogate odzienie i sygnet, z emblematem identycznym jak na wiszącej tarczy. Zabrał to znalezisko ze sobą, od przybytku głowa nie boli. Gdy wrócili na skrzyżowanie korytarzy uświadomili sobie, że skończyły im się drogi, byli w kropce.
Znowu usłyszeli jęk, dobiegał on z wychodka, podnieśli klapę i oprócz smrodu zanotowali, że w dole widać światło. Sprawnie zdemontowali drewniane siedzisko i spuścili się liną piętro niżej.
Dotarli na korytarz, wcześniej z tamtąd dobiegały rozmowy, a teraz nawet jęk ucichł. Zaniepokojeni dostrzegli śpiącego mężczyznę z mieczem przy pasie. Nie było sensu go budzić, ruszyli dalej. Gdy podążali korytarzem, na ścianach wisiały proporce przedstawiające herb rodowy - dziewięć czarnych nietoperzy na żółtym tle. Nie grało im to z tym co zobaczyli w komnacie na górze.
Doszli prawie do końca a tam stała jakaś postać, delikatnie się kiwając. Nie chcąc wchodzić w konflikt John postąpił dyplomatycznie:
-Przepraszam, chciałbym zapytać jak stąd...
Nie było żadnego odzewu.
-Halo, przepraszam... - nie dawał za wygraną John.
Bezskutecznie. Postanowił podejść i zobaczyć czy ów mężczyzna żyje. Lecz tamten tylko drzemał na stojąco. Nie doszło do żadnego konfliktu, był to tylko strażnik więzienny i z uwagą wysłuchał niewiarygodnej historii o wyspie, tunelu i jeziorze. Powiadomił innych strażników, i chcieli oni metodą tortur wydusić z bohaterów prawdziwy cel pobytu w lochach, gdyż tunel który miałby się ciągnąć pod Bożym Okiem wydawał się im niewiarygodny. Wyważona mowa i twarde argumenty Johna odwiodły strażników od tego brutalnego pomysłu i przekuły go w szczodrą gościnność.
Po kwadransie byli już w sali tronowej, gdzie przyjęła ich pani na zamku Lady Shella Whent. Przesąd, jakoby Harrenhal przynosił pecha każdemu lordowi w nim urzędującemu potwierdziła historia tej kobiety. Przeżyła ona wszystkich swoich bliskich. Wdowa posiadająca tak olbrzymią twierdzę stała się łakomym kąskiem dla wielu nieopierzonych i niższych stanem lordów, jednym z nich był Ramsay Snow z północy, który namolnie o nią zabiegał. Oni z kolei powiedzieli jej, że wędrują na północ do Winterfell.Po krótkim wywiadzie, postanowiła uposażyć, nakarmić i przygotować konie na drogę dla swoich gości. Bohaterowie, szybko opuści twierdzę i popędzili żwawo gościńcem w kierunku... Królewskiej Przystani.
Komentarze
Prześlij komentarz